Misjonarz musi się nawracać

Kilka tygodni temu kupiłem na Allegro materiały z misjologicznej sesji naukowej, która miała miejsce w Pieniężnie w 1988 r. Chciałem poprosić kogoś w Pieniężnie o zrobienie mi fotokopii, ale kiedy zauważyłem cenę książki w Internecie, to zmieniłem zdanie. Za książkę „Kościół katolicki w Chinach” zapłaciłem mniej niż za znaczek listowy.

Chciałem przeczytać artykuł o. Antoniego Koszorza SVD pt. „Na marginesie metod pracy misyjnej w Chinach”, który w tamtym czasie wywołał żywą dyskusję wśród werbistów. Przy tej okazji przypomniałem sobie, jakie sympozja naukowe były kiedyś organizowane przez o. Eugeniusza Śliwkę SVD, który był kiedyś dyrektorem Referatu Misyjnego w Pieniężnie. Obok znanych teologów polskich i zagranicznych, na sympozjum gościł choćby Hans Waldenfels SJ, jeden z najwybitniejszych teologów w tamtym czasie, który zajmował się teologią religii i dialogiem międzyreligijnym.

Pierwsi misjonarze, których św. Arnold Janssen wysłał do Chin, byli pełni zapału, ale zupełnie nieprzygotowani do pracy misyjnej. Krótko po przybyciu do Chin o. Józef Freinademtz pisał, że świątynie chińskie są domami diabła, a Chińczycy, składając ofiary i paląc kadzidła, kłaniają się samemu diabłu. Logiczną konsekwencją takiego spostrzegania chińskiej rzeczywistości przez misjonarza byłoby „wypowiedzenie wojny diabłu”. I w takim tonie o. Freinademetz pisał w listach na początku swojej misyjnej drogi w Chinach.

Matteo Ricci, włoski jezuita i jeden z najważniejszych misjonarzy w historii Chin, zdawał sobie sprawę, że powodzenie jego misji będzie zależało od poznania i zrozumienia chińskiej kultury. Sposób głoszenia Ewangelii starał się dostosowywać do wymogów chińskiej kultury i tradycji. O. Ricci nie bał się wprowadzić białego koloru i palenia kadzidła, elementów zaczerpniętych z kultu przodków, do chrześcijańskiego obrzędu pogrzebowego. Był również bardzo ostrożny w przekazywaniu trudnych prawd wiary bez uwzględniania kulturowego kontekstu. Wiedział, że obnażone ciało Chrystusa na krzyżu, zgodnie z chińską obyczajowością, budziło odrazę i niesmak.

Drugim błędem misjonarzy w czasach o. Freinademetza było opieranie pracy misyjnej na współpracy z mocarstwami kolonialnymi. Tak pracowali także werbiści, którzy byli dziećmi swojej epoki. W XIX w. ta metoda pracy nie mogła zapewnić skutecznego rozwoju katolickich misji. Dostrzegł to o. Frédéric-Vincent Lebbe CM, który wywarł decydujący wpływa na historię Kościoła katolickiego w Chinach. Był zafascynowany starą chińską kulturą. Pragnął, by Kościół w Chinach przyjął chińskie oblicze. Z tego powodu popadał w konflikt z wszystkimi biskupami w Chinach i musiał powrócić do Europy. Ukoronowaniem jego pracy misyjnej była konsekracja sześciu chińskich biskupów, której w Rzymie przewodniczył papież Pius XI w 1926 r. Kandydatów na biskupów papieżowi wskazał o. Lebbe.

Siedem lat wcześniej o oddzieleniu pracy misyjnej od politycznych sojuszy i potrzebie święcenia miejscowych kapłanów, pisał Benedykt XV w przełomowym dla zrozumienia misji liście apostolskim Maximum illud.

Z tej perspektywy czasu lepiej widać wewnętrzną przemianę o. Freinademetza, który zmarł w 1908 r. Wraz z wiekiem i doświadczeniem pracy misyjnej w Chinach misjonarz z Tyrolu nabierał przekonania, że jego ocena Chińskiej kultury nie była właściwa. Podobnie jak o. Ricci, a później o. Michał Boym SJ, o. Freinademetz przystosował swój sposób bycia do modelu chińskiego zgodnie z zasadą św. Pawła, by stać się Chińczykiem dla Chińczyków. Taka przemiana nie byłaby możliwa bez nawrócenia i nie byłoby dzisiaj świętego Fu Shenfu.

Święcenia kapłańskie lub śluby zakonne w zgromadzeniu misyjnym nie czynią z werbisty automatycznie misjonarza. Dzisiaj świat jest inny od tego, który był wtedy, kiedy wstępowałem do werbistów. Nie znaczy to, że jest gorszy. Misjonarz nie może ze światem walczyć, a musi próbować go zrozumieć. W Benedykt XV pisał, że misjonarz powinien być dobrze wykształcony nie tylko w naukach teologicznych, ale także świeckich. Takimi misjonarzami byli ojcowie Ricci i Boym. Tacy byli także nasi współbracia, którzy w czasach PRL-u wyjechali do Indonezji. Wierzyli, że Kościół musi się nieustannie odnawiać, by głosić Ewangelię w sposób zrozumiały dla ludzi, do których jest posłany. Tylko tacy misjonarz odnoszą sukcesy.

Dzisiaj przeżywamy kryzys powołań dla naszego Zgromadzenia w Polsce. Nie wystarczy tylko modlić się o nowe misyjne powołania. Potrzeba jeszcze młodym ludziom pokazać, jak w dzisiejszym świecie chcemy głosić Dobra Nowinę. Nikt młodego wina nie wlewa do starych bukłaków (por. Łk 5, 37).

—————————–

Komunikaty SVD, 3/2020, s. 21-22.

Zdjęcie u góry: Figura św. Józefa Freinademtz w kościele pw. NSPJ w Jining w południowym Szantungu (fot. Jacek Gniadek SVD)

Ambonka z wizerunkiem Ducha Świętego w tym samym kościele (fot. Jacek Gniadek SVD)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to top