Ekonomia ludzka prowadzi nas do ekonomii Bożej

Wywiad Magdaleny Bartoszewicz z ks. Jackiem Gniadkiem SVD, Werbistą.

Jak to się stało, że ksiądz wstąpił do zakonu Werbistów?

Chciałem zostać misjonarzem i uważałem, że nie ma lepszego zgromadzenia w Polsce, jak księża Werbiści, ponieważ gdyby było lepsze, to bym do niego wstąpił. Kłania się tutaj subiektywistyczna teoria wartości, ale o ekonomii powiemy później (uśmiech). Kilka miesięcy wcześniej zanim wstąpiłem do Werbistów, czytałem książkę o błogosławionym Janie Beyzymie, jezuicie, który pracował na Madagaskarze. Był rok 1983, kilka miesięcy po zniesieniu stanu wojennego. To była jedyna książka, jaką znalazłem w antykwariacie na temat misji. Dlaczego nie pojechałem do jezuitów w Starej Wsi, a wybrałem się do werbistów w Pieniężnie? Tylko Pan Bóg raczy wiedzieć, dlaczego tak się stało.

Słyszałam w radiu ostatnio księdza wypowiedź, że jeżeli ksiądz nie zostałby misjonarzem, to zmarnowałby życie. Dobrze to zrozumiałam?

Tak, ponieważ uważam, że nic innego lepiej nie mógłbym robić w życiu, tylko to. To jest moje powołanie. Gdybym nie został misjonarzem, a teraz upewniłem się, że to jest moje powołanie, to zmarnowałbym swoje życie. Oczywiście jedni mogą być z tego zadowoleni, inni mniej, ale ja robię to, do czego jestem powołany i z tego się cieszę. 

Skąd u księdza zainteresowanie misjami i ekonomią?

Zainteresowanie ekonomią było wcześniejsze niż zainteresowanie misjami. Od zawsze uważałem, że socjalizm jest błędem. W 1987 r. wyjeżdżałem z Polski na misje. Najpierw do Belgii, potem do Kongo. Wszelkie przemiany ustrojowe w Polsce dochodziły do mnie przez radio. Kiedy wróciłem w 1990 r. byłem przekonany, że mamy w kraju wolny rynek. Trudno było mi uwierzyć, że większość ciągle zastanawiała się nad tym, jak poprawić socjalizm. Dodawali, że tym razem będzie bez wypaczeń, ale taki nie istnieje. Uważałem, że przeciwieństwem socjalizmu jest wolna ekonomia. Okazało się, że nie dla wszystkich to było takie oczywiste. 

W 1991 r. pojawiła się encyklika Jana Pawła II „Centesimus annus”, najbardziej wolnorynkowa encyklika, Była ona dla mnie odpowiedzią na to, czego szukałem. Moja intuicja szła w tym samym kierunku co nauczanie Jana Pawła II. To był przełom w moim życiu. Postanowiłem zająć się bardziej na serio katolicką nauką społeczną. Encyklika Jana Pawła II zaprowadziła mnie na trop austriackiej szkoły ekonomii, która dzisiaj nie jest wykładana na uczelniach ekonomicznych. Zrozumiałem w końcu ludzkie działanie w sferze ekonomicznej.

Język encykliki „Centesimus annus” jest zupełnie inny niż pozostałych encyklik społecznych. Jan Paweł II mówi o tym, że zysk jest czymś pozytywnym i gdyby nie było zysku, nie mielibyśmy informacji, że przedsiębiorstwo dobrze  działa. Jan Paweł II używał języka zapożyczonego z prakseologii, metody szkoły austriackiej, która swoimi korzeniami sięga szkoły w Salamance, gdzie późni scholastycy, dominikanie i franciszkanie, kładli podwaliny pod współczesną ekonomię jeszcze przed Adamem  Smithem. Sięgnąłem także do ojców Kościoła i zobaczyłem, że początek KNS-u to nie encyklika „Rerum novarum” Leona XIII. To jest zupełny inny sposób myślenia o ekonomii. Dzisiaj mamy ekonomię polityczną. Na uczelniach ekonomicznych stosuje się modelowanie matematyczne. Ekonomii głównego nurtu brakuje personalistycznego podejścia do człowieka.  To odnalazłem w szkoły austriackiej.

Czy ksiądz uważa, że prawdą jest, że współczesne społeczeństwo jest konsumpcyjne, bardziej konsumpcyjne niż kiedyś, nastawione na gromadzenie dóbr?

Uważam, że konsumpcjonizm jest problemem, a nawet grzechem. Kościół krytykuje taką postawę, ale  zrezygnował ze środków, by temu przeciwdziałać. Na przykład znieśliśmy posty. Mamy teraz ścisły post tylko dwa razy w roku – w Wielki Piątek i Środę Popielcową. Ten co tydzień w piątki jest tylko symboliczny. Brak ascezy nie pozwala nam nabrać dystansu do otaczającego nas świata.

Jest tak, ponieważ w Kościele nie potrafimy pozytywnie mówić o ekonomii. Problem polega na tym, że kiedy mówimy o zysku, to mamy zaraz złe skojarzenia. Zysk nie jest niczym złym. Przeciwieństwem zysku jest strata i jeżeli nie miałbym robić czegoś dla zysku, to po co miałbym to robić? By stracić? Już św. Paweł mówi: Dla mnie Chrystus to życie, a śmierć jest zyskiem, ponieważ jeżeli nie umarłbym, to nie zmartwychwstanę. Tak myślę także o niebie i piekle. Piekło jest stratą, niebo jest zyskiem.  Świat, który jest nam danym przez Boga, mamy sobie czynić poddanym i w ten sposób dążyć do zbawienia. Każdy z nas ma talenty, o tym mówi Jezus w przypowieść o talentach. Nie może popierać apologetyki ubóstwa i twierdzić, że tylko ubodzy wejdą do nieba. Chodzi tu o ubóstwo w wymiarze duchowym. Każdy ma robić swoje. Staram się łączyć ekonomię ludzką z ekonomią Bożą, ponieważ tego nigdy nie powinno się rozdzielać. Jest tylko jeden człowiek. Świat, w którym żyjemy prowadzi nas do Boga. Świat jest dobry, jest dany przez Boga, i ja musze się nauczyć patrzeć na ten świat z dystansem, a nie podążać za moimi pożądliwościami. Dobra w tym świecie są dla mnie narzędziami do osiągnięcia celu nadrzędnego, a jest nim życia wieczne.

Był ksiądz na misjach w wielu krajach – czego ta praca nauczyła księdza? Jakie były najważniejsze lekcje, jakie ksiądz wyniósł z pracy misyjnej?

Wybrałem Afrykę. Nie wiem dlaczego – jest sześć kontynentów, musiałem jakiś wybrać. Pokochałem Afrykę. Najpierw byłem w Kongo, jest to kraj biedny, mimo że pod ziemią jest cała tablica Mendelejewa. Po święceniach wyjechałem do Botswany – do kraju, o którym nie wiedziałem za dużo i patrzyłem na niego stereotypowo przez pryzmat poprzedniego doświadczenia. Kiedyś to był najbiedniejszy kraj Afryki, a teraz to czołówka. Warunki geograficzne nie są tam sprzyjające, bo 4/5 kraju to jest pustynia Kalahari. Okazuję się, że jeżeli będziemy kierować się przynajmniej w podstawowym stopniu zdroworozsądkową ekonomią, tzn. ekonomią wolnorynkową, to prawa ekonomii działają wszędzie, nawet na pustyni Kalahari. Przed uzyskaniem niepodległości w Botswanie nie było ani kilometra asfaltowej drogi. Dzisiaj jest tu nowoczesna sieć dróg szybkiego ruchu.  Kraj rozwija się i robią to sami Afrykańczycy bez pomocy z zewnątrz. Botswana jest dla mnie przykładem, że wolna ekonomia, a idzie z tym w parze przedsiębiorczość, jest tym kierunkiem, który pozwala wyjść człowiekowi z biedy. I nie potrzeba żadnej pomocy humanitarnej. Po moim doktoracie wyjechałem do Zambii, tam jeszcze dogłębniej o tym się przekonałem. My nie możemy traktować Afryki jako kontynentu, na którym mieszkają ludzie, którzy nie mogą sobie sami poradzić i dlatego musimy im ciągle pomagać. Pomoc rządowa jest nieskuteczna i zabija w człowieku kreatywność. Każdy ma dany od Boga talent, również Afrykańczycy.

Zacząłem te swoje przekonania konsekwentnie realizować, zakładając przedszkole dla przedsiębiorców, a nawet biznes club w slumsach. Nie należy Afryce pomagać, należy z Afryką współpracować, handlować, robić biznes. Europa najlepiej by zrobiła, gdyby zniosła cło i była otwarta na współpracę gospodarczą z Afryką. Tam, gdzie znieśliśmy cło – na przykład na małe cięte róże – to właśnie te róże z krajów afrykańskich zdominowały rynek europejski. Każdego dnia dolatują samoloty ze świeżymi różami z Afryki do Europy, do Holandii, nawet nie jesteśmy tego świadomi, że one stamtąd pochodzą. Musimy się odblokować, musimy traktować Afrykę poważnie. Uważam, że jest to talent, który jest obok nas, który zakopaliśmy.

Jestem konsekwentny. W podobny wolnościowy sposób podchodzę do wolontariatu. Do mnie na misje przyjeżdżali wolontariusze i oni musieli płacić za wszystko – za podróż, za jedzenie, za mieszkanie. Dopiero wtedy mogli być wolontariuszami i zrobić coś dla innych za swoje.  Wolontariat nie jest umową, w której pracę wymieniam za utrzymanie. To musi być wartość dodana ze strony wolontariusza. 

Jest ksiądz obecnie w Polsce Prezesem Stowarzyszenia „Sinicum”, którego jednym z celów jest ubogacenie Kościoła Katolickiego w Polsce doświadczeniem kulturowo-religijnym Chin. Jak chińskie doświadczenia kulturowo-religijne mogą ubogacić Kościół katolicki w Polsce?

Cieszę, że po Afryce wylądowałem, nie przez przypadek, w Sinicum. Pierwszego dnia, kiedy wróciłem z Zambii i byłem jeszcze w drodze do naszego werbistowskiego domu na Ostrobramskiej w Warszawie, miałem telefon od poprzedniego prezesa Stowarzyszenia, który mi mówi: „Jesteś w Polsce? Mam sprawę do ciebie.” Przyjechałem na miejsce i pół godziny później rozmawialiśmy już na temat pomocy Kościołowi w Chinach. Znaliśmy się już wcześniej. Poszukiwał kogoś do współpracy.

Początkowo broniłem się, ale ostatecznie zgodziłem się. Miałem inne plany. Dzisiaj cieszę się, że w to wszedłem. Poznałem nowy Kościół, o którym tylko wcześniej czytałem. Chiny są pierwszą miłością naszego Założyciela, św. Arnolda Janssena. Tam wysłał pierwszych misjonarzy.

W tym roku pojechałem do Chin. Chciałem zboczyć i zrozumieć na czym polega podział na kościół podziemny i ten oficjalny. Zrozumiałem tam jedno zdanie, który mówi Chrystus w Ewangelii: Jeżeli prześladują cię w jednym mieście to uciekajcie do drugiego miasta. Nic nie mówi o wolności religijnej. Mówi o tym, by nie szukać kompromisów – nigdy i z nikim. Musimy dochodzić do warunków brzegowych naszych możliwości, musimy być w pełni misjonarzami i ludźmi wiary. To się właśnie dzieje w Chinach. Państwo chce tam namówić księży, by wstąpili do Stowarzyszenia Patriotycznego, czyli chce, aby poszli na kompromis. Ci ludzie nie chcą. I co się dzieje? Kościół się rozwija. Nie ma uczelni teologicznych i wolnych seminariów, zgromadzenia zakonne żyją w ukryciu. Byłem na mszy św. i wiedziałem, jak Chińczycy się modlą. Byłem u nich w domach i widziałem, jak żyją na co dzień. Ich wiara jest ogromna. W Chinach jest od 10 do 14 mln katolików, czyli 1%, protestantów jest 60-70 mln. Mówią, że w Pekinie rząd ogrania niepokój, ponieważ jest już więcej chrześcijan niż członków partii komunistycznej w Chinach. Po powrocie z Chin uważam, ze najlepszą receptą na rozwiązanie kryzysu Kościoła katolickiego w Polsce byłoby zejście do podziemia. Musimy być ciągle w opozycji do tego, co jest w tym świecie i do wartości, którymi ten świat się kieruje. Musimy być zawsze i wszędzie czytelnym znakiem, który wskazuje na niebo.

———————————–

Wzrastanie 12/2019, s. 26-27.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to top