Lekcja religii czy katecheza?

Szkolne lekcje religii, od momentu ich wprowadzenia w 1990 r., nie przestają być przedmiotem prasowych dyskusji. Śledząc je, odnoszę wrażenie, że dla większości osób odpowiedzialnych za katechezę sam powrót religii do szkół rozwiązał wszystkie problemy, nie stwarzając nowych. Ciągle słyszę głosy powołujące się na dane statystyczne, które mają nas utwierdzić w przekonaniu, że bardzo wysoki procent dzieci i młodzieży uczęszcza na katechezę i że jest on wyższy niż w czasach, gdy katechizowano w salkach parafialnych. Celem katechizacji jednak nie może być tylko objęcie za wszelką cenę jak największej liczby młodzieży, myśląc, że zawsze „coś tam im zostanie”, gdyż towarzyszy temu najczęściej obniżanie się poziomu wiedzy religijnej. Sam miałem okazję przekonać się, że wskaźniki te mogą być naprawdę złudne i nie oddają realnego stanu rzeczy.

Główne przyczyny nieporozumień

Podstawową przyczyną nieporozumień jest brak jasnego zdefiniowania katechezy w szkole publicznej i właściwego ustawienia hierarchii wartości dotyczącej trzech podstawowych funkcji katechezy: wtajemniczenia, kształcenia (nauczania) i wychowania. Przyczyn takiego stanu rzeczy jest z pewnością wiele. Najważniejszą wydaje się ta, że katechezę przeniesiono „żywcem” z salek katechetycznych do sal szkolnych, bez uwzględnienia nowej rzeczywistości szkolnej[1]. W dalszym ciągu kładzie się nacisk na aspekt wtajemniczenia i zapomina się, że zmiana miejsca katechizacji musi pociągać za sobą odwrócenie kolejności funkcji katechezy. Jest ono niezbędne do tego, by katecheza mogła normalnie funkcjonować w warunkach szkoły, gdyż w sposób naturalny można w niej zrealizować tylko dwa podstawowe cele: nauczanie i wychowanie. Z tego powodu potrzeba rozgraniczyć nauczanie religii od katechezy i tylko w katechezie skupić się głównie na wtajemniczaniu. Realizowanie wszystkich trzech funkcji katechezy w takim samym stopniu równocześnie, i to jeszcze w szkole, uważam za niemożliwe. Oczywiście nauka religii, aby była skuteczna i kształtowała postawy wiary i moralności płynącej z wiary, ma stawać się katechezą, ale nie da się tego w pełni osiągnąć tylko w warunkach szkolnych.

Niestety, wielu katechetów nie zdaje sobie z tego sprawy i prowadzi zajęcia tak, jakby były one w salkach parafialnych, co może być przyczyną ich niepowodzeń i źródłem wielu frustracji. Druga sprawa to błędne odczytywanie nowej rzeczywistości społeczno-politycznej w Polsce po roku 1989. Zapomnieliśmy, że „skończył się totalitaryzm, zaczęła się demokracja (…), wolny rynek wszystkiego, także wartości duchowych i umysłowych. Nie jesteśmy w oblężonej twierdzy, ale na targowisku (…). Przyjmij również do świadomości, że nie jesteś już w «Polsce katolickiej». Wciąż mamy wielu katolików z metryki, ale znacznie mniej z praktyki (…)”[2]. Wychowanie w warunkach pluralizmu i demokracji nie jest procesem łatwym, ale pod pewnym względem skuteczniejszym, o czym nie powinniśmy zapominać. Niektórzy woleliby system obligatoryjny, tzn. taki, gdzie istnieje realna alternatywa między religią a etyką[3], ale w takim wypadku jeszcze większa liczba osób trafiłaby na lekcje religii z przypadku, a nie z wolnego wyboru. Obecny system fakultatywny pozwala na prawdziwą weryfikację wartości, sprzyja formowaniu silniejszych osobowości i należy to umiejętnie wykorzystać. Każdy z katechetów chciałby mieć oczywiście na lekcjach religii jak największe audytorium i puste ławki w szkole mogą go niepokoić. Problem ten nie sprowadza się tylko do tego, że lekcje religii mają w Polsce charakter fakultatywny, są nudne, a katecheci źle przygotowani od strony dydaktycznej, ale jest on o wiele bardziej złożony. Spróbujmy więc spojrzeć na niego nieco inaczej.

Dlaczego lekcje religii są nudne?

W wielu badaniach pojawia się sporo krytycznych głosów dotyczących sposobów prowadzenia lekcji religii. Młodzież krytykuje to, że lekcje są monotonne – „są nudne, większość tematów wcześniej była omawiana, nie dowiaduję się niczego nowego oprócz rzeczy typu «bądź grzeczny, chodź do kościoła», nie dowiaduję się konkretnych rzeczy: jak żyć i dlaczego właśnie tak, kim naprawdę jest Bóg, czym jest wiara, itd.”[4] Niektórzy są niezadowoleni z tego, że za wiele jest „tematów czysto kościelnych, problemów teologicznych, historii Kościoła”[5]. Idąc za taką krytyką, wielu katechetów bardzo łatwo zarzuca funkcję kształceniową, by za wszelką cenę uatrakcyjnić lekcję religii i zatrzymać jak największą liczbę młodzieży. Nie może być jednak formacji chrześcijańskiej bez rzetelnej informacji i te dwa czynniki należy ze sobą połączyć w organiczną całość. Jan Paweł II w Catechesi tradendae pisze: „Katecheza jest wychowaniem w wierze dzieci, młodzieży i dorosłych, a obejmuje przede wszystkim nauczanie doktryny chrześcijańskiej, przekazywane na ogół w sposób systematyczny i całościowy, dla wprowadzenia wierzących w pełnię życia chrześcijańskiego”[6].

Co zrobić, gdy ktoś w ten sposób wyobraża sobie lekcje religii i pozostaje przez to w mniejszości, a katecheta próbuje zająć się resztą, która nie przejawia w tym zakresie najmniejszego zainteresowania? Zauważmy jednak, że tym samym badanym uczniom nie podoba się zachowanie innych uczniów podczas lekcji religii oraz ich stosunek do tego przed-miotu – „niektóre osoby nie bardzo wiedzą, jak zachować się na takiej lekcji”; „każdy zajmuje się własnymi sprawami”; na lekcji religii „brak jest nastroju, dyscypliny”[7]. Czy kiedykolwiek bierzemy to pod uwagę? Bardzo często jest to mniejszość, ale czy to nie oni mają rację i prawo do tego, by była zachowana w klasie odpowiednia atmosfera sprzyjająca nauce? Jan Paweł II w tym samym dokumencie wcześniej pisze, że „każdy ochrzczony ma niezaprzeczalne prawo otrzymać od Kościoła naukę i wychowanie, które umożliwią mu dojście do życia prawdziwie chrześcijańskiego”[8]. Dlaczego pod uwagę bierzemy ciągle tylko jedną stronę, zapominając o formowaniu tych, którzy chcieliby się uczyć, pogłębiać swoją wiarę i podbudowywać ją również w sposób racjonalny, do czego mają niezbywalne prawo i to w ramach normalnych zajęć w szkole?

Agnieszka Szwajkajzer w swoim artykule Młodzież o lekcjach religii w szkole stwierdza na zakończenie, że młodzież podczas lekcji religii najbardziej lubi dyskusje i „luźną” atmosferę[9]. Uważa, że powinno to być wskazówką dla katechety, jak pro-wadzić lekcję religii, by była akceptowana przez młodzież. Sama jednak zauważa, że wiążą się trudności z utrzymaniem na lekcji religii tak lubianego „luzu”: „Z jednej strony «luzem» uczniowie nazywają odmienność religii od innych lekcji – spokój, oddech, z drugiej zaś – całkowity brak dyscypliny, który z pewnością nie stwarza atmosfery właściwej dla realizacji zadań katechezy”[10]. Skąd w ogóle biorą się takie pomysły na prowadzenie lekcji religii u samej młodzieży?

Wydaje się, że wpływ na to mają katechizmy do szkół średnich, które kładą nacisk tylko na egzystencjalny wymiar katechezy. Nie zdaje to egzaminu, gdyż, po pierwsze, na katechezę przychodziła i przychodzi młodzież poszukująca, która wyrasta z pojęć religijnych, opartych na wyobrażeniach wyniesionych z dzieciństwa i chciałaby także podbudować swoją wiarę racjonalnie. Św. Augustyn wzywał: „Rozumiej, abyś wierzył; wierz, abyś rozumiał”. Po drugie, szkoła ze swej natury jest miejscem, gdzie powinno się położyć akcent na funkcję kształceniową katechezy. Zagubienie tego aspektu jest przyczyną niezadowolenia młodzieży, które narzeka „iż nauka religii, której oczekiwali z zainteresowaniem, jest nudna i niewiele daje”[11].

Porównanie lekcji religii z innymi lekcjami w szkole, gdzie następuje pogłębianie i poszerzanie zdobytej wiedzy, wypada na niekorzyść religii, która ogranicza się nierzadko do płytkich dyskusji, podczas których uczniowie „grają, tam, w coś, czy coś… Przepisują jakieś lekcje (…). Ale każdy myśli z uczniów tak, że: Religia! A, to taki, przedmiot… tam, mało ważny, to ksiądz sobie pogada, ja sobie, tam, jakieś różne rzeczy zrobię, coś przepiszę i może dlatego nikt nie słucha księdza. Znaczy się – no – dużo osób nie słucha księdza, tylko mają taki stosunek: Yyyy … niech ksiądz sobie, a my sobie”[12]. Czy nie jest to jedna z przyczyn, dla której „przedmiot” ten jest lekceważony w szkole?

Oceny na lekcjach religii

Poważniejsze potraktowanie lekcji religii w jej funkcji nauczania w programach katechetycznych rozwiązałoby przede wszystkim nieszczęsny problem ocen. Dla wielu katecheza staje się typowym „michałkiem” szkolnym, gdyż ocena z niej nie ma wpływu na promocję, a uczestnictwo w niej jest wyrazem sympatii wobec katechety[13]. Przyczyną lekceważenia religii w szkole jest wystawienie nieuzasadnionych ocen za postępy w nauce religii. Zbytnia łagodność wobec ucznia, który prawie że nie był pytany, a mimo to otrzymuje stopień „bardzo dobry”, „to demoralizacja, i samego siebie, i ucznia”[14]. Nie można wystawiać ocen „z rękawa” i całej klasy obsypywać piątkami. Warto więc zastanowić się, czym dla ucznia powinna być ocena z nauki religii, do czego powinna się odnosić – do zachowania, frekwencji czy wiadomości?

Przy takim systemie oceniania nie powinno nas dziwić, że młodzi ludzie, którzy przychodzą na zapowiedzi przedślubne i legitymują się świadectwem ukończenia katechizacji na poziomie szkoły średniej z wynikiem bardzo dobrym, nie potrafią powiedzieć całego Dekalogu. W sprawie uczenia się na pamięć w katechezie warto odnieść się do podstawowego dokumentu na temat katechezy, tzn. do adhortacji Jana Pawła II – Catechesi tradendae. Metoda ta na pewno nie jest wolna od pewnych braków, gdyż cała nauka może zostać zredukowana do częstego przetwarzania nie-zrozumiałych dobrze formuł, ale nie oznacza to, że można z niej całkowicie zrezygnować. „Przyswojenie pamięciowe słów Jezusa, ważnych tekstów liturgicznych, ważniejszych modlitw, głównych prawd nauki chrześcijańskiej nie tylko nie uwłacza godności młodych chrześcijan ani nie stanowi przeszkody w osobistym dialogu z Bogiem, ale jest prawdziwą koniecznością (…). Kwiaty wiary i pobożności – jeśli można je tak wyrazić – nie wystarczają w miejscach pustynnych katechizacji nie posługującej się pamięcią”[15].

Wiadomo, że katecheza powinna nie tylko przekazać pewną wiedzę religijną, ale przede wszystkim przygotować do życia, dając odpowiedzi na nurtujące młodzież pytania. Jeśli spełnilibyśmy tylko pierwszy postulat, katecheza byłaby niepełna i byłoby to niebezpieczeństwo, że uczniowie postąpią w myśl zasady: zakuć, zdać, zapomnieć. Spełnienie tylko drugiego postulatu zredukowałoby lekcje religii do poziomu godziny wychowawczej, przy której oceny pozostają tylko fikcją i przedmiot ten straciłby rację bytu w szkole. Właściwe ustawienie funkcji katechezy w szkole wy-eliminowałoby również wiele niebezpieczeństw związanych z wystawianiem ocen.

W szkole uczeń powinien być oceniany za posiadane wiadomości. Rzeczą oczywistą jest, że uczeń przeżywający osobiste wątpliwości w wierze i niezawinione przez siebie trudności w swoim kontakcie z Bogiem nie może z tego powodu otrzymać obniżonej oceny i alarm, jaki z tego powodu podnosi ks. Marceli Cogiel[16], uważam za nieuzasadniony. Argumentowanie tego typu, że katecheta musiałby się tłumaczyć za postawienie obniżonego stopnia, gdy uczeń np. nie posiada zeszytu lub nie odrobił zadanych prac (tak jakby sam fakt nieposiadania zeszytu nie był wystarczająco oczywisty!) jest niepoważne i zakłada, że w punkcie wyjścia wszyscy powinni otrzymać ocenę bardzo dobrą. Po co w takim razie w ogóle oceny? Postulat, by odrzucić wystawienie niskiej oceny jako swoistego aparatu nacisku w stosunku do ucznia celem zastraszenia go i na takiej postawie budowania swojego autorytetu jako katechety, uważam za słuszny, myślę jednak, że dotyczy on tylko wąskiego grona katechetów. Założenie, że wystawienie niższych ocen może spowodować odchodzenie uczniów, którym jednak można pomóc przez sam fakt objęcia ich szkolną nauką religii, jest zepchnięciem na margines uczniów pracowitych i niezauważeniem zdolnych, co z kolei może ich zniechęcić do pogłębienia wiadomości z dziedziny religii i skłonić do odejścia, ale już z innego powodu. „W interesie społecznym jest – jak mądrze zauważył ojciec Józef M. Bocheński OP, w wywiadzie udzielonym J. Parysowi w książce Między logiką a wiarą – żeby najlepsi ludzie mogli wejść na górę. Niczego mądrzejszego dla oświaty nie da się zrobić”. Myślę, że dla katechezy również!

Innym niebezpieczeństwem związanym z niewłaściwym podejściem do trzech podstawowych funkcji katechezy jest przeniesienie „żywcem” zasad dydaktycznych innych przedmiotów bez uwzględnienia specyfiki lekcji religii. Trudno jest zastosować np. zasadę indywidualizacji bez właściwego wystawienia oceny, która byłaby informacją zwrotną dla nauczyciela, jak również dla samego ucznia. Nie można się nastawić w katechezie, jak słusznie zauważa M. Śnieżyński, na samo minimum pro-gramowe, ani na wpojenie wszystkim uczniom bez wyjątku maksimum wiedzy, czego nie da się przeprowadzić bez właściwej skali ocen[17]. Brak ocen może być w końcu męczący dla samych uczniów. Wystawienie wszystkim takiej samej oceny w klasie, gdzie obserwuje się duże zróżnicowanie poziomu wiadomości, nie jest na pewno jednym z warunków do podmiotowego traktowania ucznia. Wprowadzenie liberalnego stosunku nauczyciela do uczniów i traktowanie swoich obowiązków w sposób przesadnie pobłażliwy jest rezultatem źle pojętej „dobroci”, będącej zbędną ustępliwością, pokrywającą niedołęstwo i obojętność wobec wszystkiego, co się dzieje się w klasie. Efektem liberalnego podejścia do ucznia jest nieład, samowola i marnowanie czasu.

Kto przychodzi na lekcje religii?

Powrót religii do systemu szkolnego spowodował, że większa niż poprzednio liczba uczniów została objęta oddziaływaniem wychowawczym. Taki stan rzeczy, z jednej strony na pewno nas cieszy, z drugiej zaś, stawia nowe wyzwania i problemy do rozwiązania. Katecheci zostali wystawieni na pracę w grupach klasowych, gdzie obserwuje się duże zróżnicowanie poziomu życia religijnego. Deklarowana chęć chodzenia na lekcję religii nie oznacza automatycznie chęci nauki religii w formie proponowanej przez Kościół. U sporej części katechizowanych prawie nie istnieją albo są bardzo osłabione także kulturowe fundamenty wiary. Znajduje to wyraz w nazwy-czaj nieuświadomionym niezrozumieniu, z jakim przyjmowane są nawet zupełnie elementarne prawdy wiary, a także związane z nimi wymagania chrześcijańskiej moralności[18].

Ciekawe wyniki dały badania przeprowadzone przez Irenę Borowik w 1990 r[19]. na próbie ogólnopolskiej. Wykazały one np., że wprawdzie wiarę w Boga zdeklarowało 88% respondentów, ale tylko 50% stwierdziło, że wierzy w życie pozagrobowe, 47% – w istnienie piekła, 41% – w cuda, 37% w zmartwychwstanie ciała, 35% – w diabła. Gdyby więc przy rozstrzyganiu o czyimś katolicyzmie zastosować bardziej rygorystyczne kryteria definicyjne niż samookreślenie danej osoby lub jej chrzest, to mogłoby się okazać, że w społeczeństwie polskim katolicy wcale nie stanowią większości.

Interesujący wynik otrzymałem w swoich klasach, gdzie na postawione pytanie: „Jaka jest różnica między chrześcijaninem a katolikiem?” zaskoczeniem było dla mnie podanie przez zdecydowaną większość uczniów takiej oto, błędnej odpowiedzi: „Chrześcijanin to człowiek ochrzczony, wierzący w Boga i chodzący do kościoła. Katolik to ten, kto wierzy w Boga, ale nie chodzi do kościoła”. Tego samego dnia słuchałem wieczornych wiadomości, w których bp Tadeusz Pieronek próbował argumentować tezę o umieszczeniu invocatio Dei w preambule projektu konstytucji tym, że w Polsce jest 95% katolików. Równie ciekawy byłby wynik badań, w jaki sposób uczniowie z błędną konotacją wyrazu „katolik”, po 10-12 latach katechezy (!), zrozumieli proste zdanie ks. bpa T. Pieronka? Z przytoczonych wyżej wyników badań, a także z potocznej obserwacji i doświadczenia z nauczania religii w szkole średniej, zdaje się wynikać, że bycie katolikiem i bycie zwolennikiem nauczania religii w szkole to sprawy, które niewiele mają ze sobą wspólnego.

Program katechezy w szkole średniej

W tym miejscu należałoby dotknąć sprawy programów i treści katechetycznych. Zadaniem katechezy jest dostosowanie nauki Chrystusa do zdolności i potrzeb katechizowanych. Dotychczasowe programy zakładają postawę wiary ucznia wyniesionej z domu rodzinnego jako fundament, na którym można budować dalszy rozwój wiary na katechezie. Z takim przekonaniem katechizuje dzisiaj wielu katechetów, a różne formy kwestionowania prawd wiary na katechezie są skłonni uważać za prze-jaw młodzieńczej przekory. Tymczasem, jak słusznie zauważa ks. Tadeusz Miłek[20], jest to przekonanie złudne. Coraz częściej na katechezę przychodzą ludzie praktycznie niewierzący, bez oparcia religijnego w domu rodzinnym. Katecheza dla tej młodzieży, prowadzona w oparciu o dotychczasowe programy, jest niezrozumiała. Są one źródłem nieporozumień i konfliktów, do których dochodzi podczas katechezy w szkole publicznej, gdzie w jednej klasie znajdują się ludzie o właściwym na ten wiek rozwoju religijnym i ludzie po prostu niewierzący, przychodzący przez przypadek. Dla takich ludzi nie są argumentem prawdy Pisma Świętego czy dogmaty wiary. Wielokrotnie dobrze przygotowane lekcje, które w innej grupie przyjęte byłyby z entuzjazmem, u nich po prostu „nie wychodzą”.

Wśród współczesnej młodzieży polskiej, w tej samej grupie wiekowej, występują tak znaczne różnice w rozwoju religijnym, że nie można wszystkich objąć takim samym programem katechetycznym. Trzeba postawić sobie nawet pytanie, czy dla pewnej grupy młodzieży (nie jestem w stanie odpowiedzieć, ale może byłaby to nawet większość) w katechezie powinna się znaleźć reewangelizacja, czyli powtórne głoszenie Boga od samych podstaw. Taka reewangelizacja wcześniej czy później, na-wet w warunkach polskich, będzie musiała poprzedzać katechezę. Ważne jest, by młodzież obdarzona powołaniem do pogłębiania formacji religijnej od początku, w sposób permanentny, i to w szkole, gdyż przy dwóch godzinach katechezy może nie znaleźć już czasu na dodatkowe zajęcia w grupach przy parafii, miała możliwość twórczego rozwijania się. Niedobrze jest, gdy ktoś, kto może przynieść owoc stokrotny, przynosi jedynie owoc trzydziestokrotny.

Do podejmowania formacji ludzi świeckich wyraźnie się zachęca w Christifideles laici: „nie wystarczy ich do tego nawoływać, ale należy im zapewnić należną formację w zakresie ich społecznego uświadomienia”[21]. Obserwując polską katechezę odnoszę wrażenie, że zbytnio zajęliśmy się tymi, którzy trafiają na katechezę przez przypadek, zapominając o tych, którzy poprzez pogłębienie swojego przeżywania wiary i świata, chcą i mogliby swoją postawą oddziaływać na przemianę środowiska, w którym żyją. Dla tej grupy młodzieży przegadane lekcje tylko na bieżące tematy, bez systematycznego pogłębiania Orędzia Chrystusowego, mogą być naprawdę nudne i trzeba podziwiać ich cierpliwość, że do tej pory przychodzą na te lekcje.

Współczesny model katechezy

Wstyd powiedzieć, ale, aby osiągnąć cele współczesnej katechezy kerygmatyczno-antropologicznej, trzeba by stworzyć odpowiednią selekcję młodzieży. Dopiero wtedy możliwe byłoby w pełni zrealizowanie w ramach każdej jednostki katechezy z historii Kościoła jej czterech zasadniczych elementów: biblijnego, historycznego, doktrynalnego i współczesności[22], ukazując prawdę, że Bóg zbawia w „społeczności zgromadzonego ludu Bożego”[23]. Taka koncepcja katechezy zakłada nie tylko wiarę ucznia, ale także podstawowe wiadomości z historii Kościoła, których w obecnym modelu katechezy nie udało się nam młodemu pokoleniu przekazać, co uznać należy w pewnym stopniu za porażkę.

Nie wiadomo, czy odejście od pewnego systematycznego przedstawienia np. historii Kościoła na rzecz całościowego ujęcia katechezy, gdzie fakty z historii Kościoła przedstawiane są tylko w tle, jako ilustracja do tematu katechezy, nie odbija się ujemnie na słabej jej znajomości u uczniów. Jak można mówić o odnowie soborowej, gdy ludzie z wyższym wykształceniem i oceną „bardzo dobrą” z religii na poziomie szkoły średniej nie potrafią określić nawet cezury ram czasowych II Soboru Watykańskiego. Może nie jest to najważniejsze, ale wskazuje na pewne braki w nauczaniu religii i podobna ignorancja powinna wchodzić na stałe do wszystkich rubryk humorystycznych świata tak, jak jest to w przypadku amerykańskich studentów, którzy w ankiecie przy pytaniu „Gdzie leży Afryka?” wpisują: „Afryka leży w Anglii”.

Katecheza powinna być w ciągłym rozwoju i jej współczesnego modelu nie można przyjmować bezkrytycznie. Brak elementarnych wiadomości z religii jest efektem katechezy, która niejednokrotnie ogranicza się tylko do mętnego dywagowania na tematy ogólne. Ciągle powinny dokonywać się poszukiwania, zmierzające do uzyskania odpowiedzi na pytanie: jak katechizować, aby katechizować skutecznie! W przygotowanych programach nauczania widać brak zupełnej korelacji z innymi przedmiotami w szkole. Ramowy program katechizacji w zakresie szkoły średniej umiejscawia w materiale klasy III te bloki zagadnień, które są omawiane w nauczaniu przedmiotów humanistycznych w klasie I. Program ten proponuje w ramach lektury podstawowej dla klasy I wybrane fragmenty z Księgi Rodzaju, Księgi Hioba, Pieśni nad Pieśniami oraz wybrane przypowieści ewangeliczne. W realizacji tych treści pro-gramowych – jak słusznie zauważa ks. Piotr Tomasik – występuje niekiedy pomieszanie pojęć, które Pismo Św. ukazują w duchu Opowieści biblijnych Z. Kosidowskiego[24]. Istnieje potrzeba równoległego przedstawienia młodzieży problemu prawdy religijnej i omówienie zarzutów przeciw Pismu Św. w porozumieniu z polonistą, ale jest to w tej chwili niemożliwe i nie chodzi tylko o brak korelacji lekcji religii z zajęciami języka polskiego.

Jest to niemożliwe głównie za sprawą współczesnej koncepcji katechezy, w której nie ma miejsca na systematyczną, odpowiednią do poziomu wiedzy uczniów lekturę Biblii, nie mówiąc już o innych dokumentach kościelnych czy literaturze religijnej. Nie wiem, skąd wzięło się przekonanie, że młodzież szkół średnich nie jest w stanie przeczytać lektury obowiązkowej np. Ewangelium vitae, a równocześnie czyta Zbrodnię i karę F. Dostojewskiego, nie uważając jej za nudną i nie kwestionując zasadności takiej lektury, a na fizyce zajmuje się sprawami Newtona, czy analizą matematyczną na lekcjach matematyki. Gdy biorę do ręki niektóre katechizmy prze-znaczone dla szkół średnich, to przestaję się dziwić i wiem już, skąd bierze się powszechna niechęć do poważnego traktowania tego przedmiotu w szkole. Lekcje, które rozpoczynają się od przykładu z życia i mają za każdym razem ograniczać się do dyskusji, stają się naprawdę nudne i na dłuższą metę niczego nie wnoszą, przyczyniając się do powszechnego analfabetyzmu religijnego wśród młodego pokolenia.

Rola rodziców w procesie katechizacji

Inną, bardzo ważną sprawą w katechizowaniu, jest współpraca rodziców, katechetów, szkoły – na fundamencie rozumienia wspólnego celu wychowawczego. Trzeba mieć chyba dużo odwagi, aby napisać, że ci, którzy pozostają na normalnych lekcjach religii, to „konformiści, nie chcący narazić się rodzicom i nie lubiani w klasie antypatyczni «pobożnisie»”[25]. A nawet, gdyby robili to tylko z tego powodu, czy byłoby w tym coś niewłaściwego? Rodzice dali dziecku życie i z tej racji są zobowiązani do ich wychowania. Oni są pierwszymi i głównymi wychowawcami następnego pokolenia[26]. Kościół otwarcie i uparcie broni praw rodziny przed niedopuszczalnymi uzurpacjami ze strony społeczeństwa i państwa[27] i powinniśmy to samo uwzględnić przy nauczaniu religii w szkole. Pewna liczba rodzin, mimo że nazywa się katolicką, akceptuje i wprowadza do codziennej praktyki postawy jawnie antychrześcijańskie (np. liberalny stosunek do ochrony życia od chwili poczęcia do naturalnej śmierci). Nauczanie religii w całym jej zakresie może być wbrew ich woli, z którą powinniśmy się liczyć, uwzględniając ich niezbywalne prawo do pierwszeństwa w wychowaniu własnych dzieci zgodnie z ich przekonaniem, nawet wtedy, gdyby dotyczyło to katolików, którzy błędnie interpretują prawdy wiary i nie chcą się zmienić.

Siostra Ewancja Rząsa słusznie zauważa, że obok postaw głęboko przeżywanej religijności istnieje dość powszechne zjawisko, może nawet coraz wyraźniejsze, obojętności na religijne wychowanie swego potomstwa[28]. Jest to z jednej strony wynik postępującego indyferentyzmu, jaki znamionuje nasze czasy, z drugiej – spuścizna minionego okresu, w którym rodzice przyzwyczaili się, że odpowiedzialność za tę dziedzinę wychowania można złożyć na braki Kościoła, a więc księży, sióstr zakonnych i świeckich katechetów. Brak przykładu ze strony rodziców sprawia, że kontakt dziecka z zagadnieniami religijnymi i Kościołem ogranicza się do lekcji religii i wraz z nimi się kończy. Obojętność religijna rodziców wiąże się z brakiem znajomości pod-stawowych prawd głoszonych przez Kościół i nie tylko utrudnia, ale wręcz uniemożliwia właściwe wychowanie religijne dziecka. Trzeba do tego dodać jeszcze powszechny kryzys autorytetu rodziców i dopiero wtedy w całej pełni ukaże się nam cały, złożony obraz problemów związanych z polską katechezą. Można by tu wysunąć wiele postulatów na rozwiązanie zagadnień wychowania religijnego, nie można jednak nigdy robić tego wbrew woli rodziców, nawet wtedy, gdyby wydawało się nam, że nie mają racji. Należy poważnie się zastanowić, czy lepszym sposobem dotarcia do niektórych grup młodzieży nie byłaby reewangelizacja dorosłych i zaczynanie jeszcze raz od podstaw, a nie wchodzenie na siłę między rodziców a dzieci.

Katecheza w salkach parafialnych

Wydaje mi się, że idąc za sugestią ojca Wiesława Przyczyny CSSR[29] należałoby poddać się w końcu naturalnemu biegowi rzeczy i pozostać przy katechezie jako lekcji religii. Nazwa ta trafnie oddaje faktyczny stan rzeczy. W wielu wypadkach katecheza przez swój powrót do szkół stała się jedną z lekcji, różniącą się od matematyki lub historii jedynie przedmiotem swoich zainteresowań. W ten sposób lekcja religii urzeczywistniałaby w końcu przynajmniej dwie funkcje katechezy: nauczania i wy-chowania. Natomiast funkcję wtajemniczania w chrześcijaństwo przejęłaby katecheza parafialna, gdyż prawdziwe wtajemniczenie może odbywać się tylko w konkretnej wspólnocie, w przeciwnym razie stanie się tylko mętną teorią, daleko odbiegającą od życia Kościoła. Religia w szkole w znacznym stopniu osłabia kontakt młodzieży z parafią i przeniesienie jej w pewnym zakresie do salek parafialnych byłoby czynnikiem integrującym życie parafii.

Na ujemne strony katechizacji w szkołach zwracał już uwagę Drugi Synod Plenarny w rozdziale Wychowanie katolickie we współczesnej sytuacji Kościoła[30]. Nauczanie w szkole, tak czy inaczej, zawsze będzie ograniczało się do instrukcji na tematy religijne, gdyż w szkole brakuje właściwej atmosfery dla przeżyć religijnych młodzieży. Biskupi sugerują, aby tworzyć odpowiedniki katechezy parafialnej. Nie dublując treści religijnych przekazywanych w szkole, gdzie w sposób naturalny akcent położony byłby głównie na funkcję kształcenia i wychowania, należałoby stworzyć odpowiednik katechezy sakramentalnej, z wyraźnym podkreśleniem funkcji wtajemniczania, aby mocniej podkreślić wymiar eklezjalny życia sakramentalnego. Przystępowanie do I Komunii Świętej razem z całą klasą, ale za to w sąsiedniej parafii, jak ma to miejsce w dużych aglomeracjach miejskich, jest niepoważnym traktowaniem inicjacji chrześcijańskiej. Odnosi się to również do sakramentu bierzmowania. Gdybyśmy przenieśli przygotowanie do sakramentów ze szkół do salek parafialnych, gdzie do I Komunii dzieci zapisywane byłyby przez rodziców, a do sakramentu bierzmowania młodzież musiałaby się sama zgłosić, liczba objętych katechezą sakramentalną na pewno nie byłaby tak imponująca, ale przyczyniłoby się to do podniesienia poziomu wiedzy religijnej i rozwoju duchowego dzieci i młodzieży.

Brak jasnego zdefiniowania katechezy w szkole jest ciągle źródłem wielu konfliktów. Obecny system fakultatywny lekcji religii w szkole jest wymarzonym rozwiązaniem, przy założeniu, że zostaną wprowadzone katechezy sakramentalne przy parafiach. Wyraźne rozdzielenie na lekcję religii i katechezę tylko pozornie wygląda niebezpiecznie. W rzeczywistości mogłoby przyczynić się, jak nigdy wcześniej, do podniesienia poziomu wiedzy religijnej wśród młodzieży, co byłoby wspaniałą pod-stawą do prawdziwego wtajemniczenia w życie Kościoła. Brak podjęcia odważnych decyzji wprowadza pojęciowy chaos w tej dziedzinie i ujemnie wpływa na atmosferę wokół lekcji religii w szkole, które coraz mniej spełniają swoje zadanie.

Fot.: Pexels

Katecheta 3/1998, s. 46-53

_____________________________________________

[1] Tadeusz Miłek, Katecheza szkolna – Nadzieje i obawy, Katecheta 1/1995, s. 77n.

[2] J. Turnau, Mój dekalog ewangelizacji, Nurt SVD 4/1992, s. 87-89.

[3] Taki system istnieje w większości krajów zachodnioeuropejskich. Oceny z religii figurują na świadectwie szkolnym i mają wpływ na promocję do następnej klasy. Por. Z. Nosowski, Lekcje religii w szkołach publicznych państw europejskich, w: K. Kiciński (red.), Szkoła czy parafia?, Kraków 1995, s. 11n.

[4] A. Szwajkajzer, Młodzież o lekcjach religii w szkole, w: K. Kiciński, op. cit., s. 155.

[5] Tamże, s. 155.

[6] Jan Paweł II, Catechesi tradendae, nr 18.

[7] A. Szwajkajzer, op. cit., s. 155.

[8] Jan Paweł II, Catechesi treadendae, nr 14.

[9] A. Szwajkajzer, op. cit., s. 160.

[10] Tamże.

[11] Abp J. Stroba, Od nauki religii do katechezy, w: J. Krucina (red.), Katecheza w szkole, Wrocław 1992, s. 17.

[12] B. Fatyga, Dyskusje uczniów o szkolnych lekcjach religii, w: K. Kiciński, op. cit., s. 165.

[13] C. M. Sondej, Osobowość katechety i jej wpływ na życie katechizowanych, w: M. Śnieżyński (red), Katecheta w szkole. Poradnik pedagogiczny, Kraków 1995, s. 42.

[14] K. Siemieński, Straty w życiu i działaniu katechety, Katecheta 1/1 1995, s. 31.

[15] Jan Paweł II, Catechesi tradendae, nr 55.

[16] M. Cogiel, Uwagi dotyczące szkolnej oceny nauki religii, Katecheta 2/1995, s. 85.

[17] M. Śnieżyński, Realizacja zajęć z katechezy w podającym toku nauczania (wyniki badań), w: Tenże, op. cit., s. 189.

[18] T. Węcławski, Gdzie jest Bóg, Kraków 1992, s. 150.

[19] Cyt. za: K. Kiciński, Religia w szkole: argumenty za i przeciw, w: Tenże, op. cit., s. 81.

[20] T. Miłek, op. cit., s. 79.

[21] Jan Paweł II, Christifideles laici, nr 60.

[22] J. Tomczak, Historia Kościoła w katechezie, w: R. Murawski, Teoretyczne założenia katechezy młodzieżowej, Warszawa 1989, s. 347.

[23] Ramowy program katechizacji w zakresie szkoły średniej (I-IV), s. 12.

[24] P. Tomasik, Uwagi w sprawie korelacji treści katechezy i przedmiotów humanistycznych w klasie I szkoły średniej, Katecheta 2/1993, s. 77.

[25] A. Jędrzejewski, „Marchewka bez kija” czyli o katechizowaniu młodzieży, Ateneum Kapłańskie 2/1997, s. 189.

[26] Deklaracja o wychowaniu chrześcijańskim, nr 3.

[27] Familiaris consortio, nr 46.

[28] E. Rząsa, Wychowanie katolickie w domu rodzinnym, Katecheta 2/1994, s. 116n.

[29] W. Przyczyna CSSR, Rekolekcje dla dzieci i młodzieży, Katecheta 4/1995, s. 201.

[30] II Synod Plenarny, Poznań-Warszawa 1991, s. 209-255.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to top