Nic w tym świecie nie stoi w miejscu

Bramę werbistowskiego nowicjatu w Chludowie przekroczyłem w 1984 r. Większość współbraci w Zgromadzeniu pochodziła wtedy z Niemiec. Nie było w tym nic dziwnego, skoro założyciel św. Arnold Jansen był też Niemcem. Pierwszym językiem oficjalnym Zgromadzenia był niemiecki. Werbistowski periodyk „Arnoldus Nota” wychodził również w tym języku.

Zaglądam dzisiaj do werbistowskich statystyk i widzę, że Zgromadzenie, które kiedyś było niemieckie, dzisiaj jest już indonezyjskie. Najwięcej werbistów pochodzi z Indonezji. Jest ich w sumie 1709, co stanowi blisko 30% wszystkich współbraci. Podobnie wygląda zestawienie pracujących na misjach poza krajem swego urodzenia. Najwięcej werbistów w krajach misyjnych pochodzi też z Indonezji i jest to ponad 30% wszystkich Indonezyjczyków w Zgromadzeniu.

Chiny były pierwszą miłością św. Arnolda. To tam wysłał pierwszych misjonarzy. Kiedy byłem w formacji zakonno-misyjnej, wyjazd do Chin kontynentalnych był niemożliwy. Nie brałem tego nawet pod uwagę. Po nowicjacie i dwóch latach filozofii w Nysie pojechałem na OTP (ang. Overseas Training Program) do ówczesnego Zairu. Był rok 1988 – czasy bez internetu. Nie udało mi się nigdy zadzwonić do rodziców. Byłem gotowy powrócić po święceniach do Zairu i zostać tam na całe życie. Tak robili kiedyś misjonarze. Nie przewidziałem jednego, że świat po powrocie z OTP do Polski nie będzie już taki sam.

Przemiany ustrojowe w Polsce ominęły mnie, ale słuchałem o nich w afrykańskim buszu przez radio na krótkich falach. Świat na moich oczach ulegał szybkim przemianom. Odpowiedzią na te zmiany była encyklika św. Jana Pawła II „Centesimus annus”, najbardziej prorynkowa z wszystkich encyklik społecznych. Święcenia kapłańskie miałem w roku wprowadzenia na rynek systemu operacyjnego Windows 95. Przed wyjazdem do Afryki pisałem listy na maszynie do pisania. Po powrocie pracę magisterską o obrzędach pogrzebowych u ludu Jansi w Zairze napisałem już na komputerze.

Na seminarium naukowe z etnologii religii dojeżdżałem do Lublina do o. Henryka Zimonia SVD na KUL-u. Przywiozłem sporo materiałów z Zairu, ale bez książek z jego księgozbioru nie byłbym w stanie napisać pracy. W bibliotece spędziłem dziesiątki godzin, robiąc fiszki. W 2006 r. przyjechałem do Polski na studia z teologii moralnej i do pracy z migrantami w Warszawie. Tym razem pisałem pracę doktorską, ale w bibliotece byłem tylko kilka razy. Wszystkie potrzebne materiały o austriackim ekonomiście, na temat którego pisałem moją rozprawę, były dostępne na stronie internetowej Mises Institute (www.mises.org). Byłem już do tego przyzwyczajony. Dwa lata wcześniej skończyłem w Botswanie studia z afrykanistyki, które robiłem w całości online na uniwersytecie UNISA w RPA.

Świat cały czas podlega zmianom. Dzisiaj widzę, że Polacy mają problem z recepcją nauczania papieża Franciszka. Biorą papieża z Argentyny za socjalistę, choć nie przeszkadza to im głosować od 30 lat na programy, które z wolnym rynkiem nie mają wiele wspólnego. Przed wyjazdem do Zairu spędziłem rok w Belgii. Pierwszy kontakt z zachodnim Kościołem był dla mnie jak zimny prysznic. Zamieszkałem na początku u franciszkanów i po raz pierwszy spotkałem w moim życiu zakonników, którzy krytykowali papieża. Wybór papieża Benedykta XVI przeżywałem w Liberii, mieszkając u jezuitów. Ucieszyłem się z tego wyboru, ale po chwili zorientowałem się, że nie mogę podzielić się moimi odczuciami.

W ubiegłym roku podczas wakacji spotkałem w Warszawie misjonarza z Chile. Po śniadaniu poszliśmy razem na kawę. Zostałem dłużej, by posłuchać o kraju, w którym nigdy nie byłem. Opowieść o werbistach i uchodźcach z Wenezueli w tym kraju była jak zaproszenie, by tam pojechać. Po kawie usiadłem do komputera i napisałem do prowincjała w Chile, że jestem zainteresowany pracą z migrantami w Południowej Ameryce. Odpowiedź pozytywna przyszła następnego dnia.

Od powrotu z Zambii minęło już prawie siedem lat. Razem z Fundacją ASBIRO prowadzimy projekt, który wspomaga prywatną edukację w Lindzie na obrzeżach Lusaki. Rozwija się tam także M’thunzi Registered Trust (www.mthunzi.org) – dom dla niepełnosprawnych dzieci, który powstał z mojej inicjatywy. Miałem pokusę, by tam powrócić.

Czy pomyślałbym o takim rozwoju wydarzeń w moim misyjnym powołaniu czterdzieści lat temu? Zgromadzenie ulega zmianie. Nic w tym świecie nie stoi w miejscu. Najciekawsze są dni, których jeszcze nie znamy.

————————————-

Komunikaty SVD, 2/2023, str. 18-19.

Zdjęcie u góry: Nowicjat w Chludowie – 1984 r. Fot. Feliks Kubicz SVD.

 

Współbracia z Indonezji i Indii uczą się języka polskiego w Pieniężnie (2022). Fot. Jacek Gniadek SVD.

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to top