„Zielona granica” nagrodzona w Watykanie? Niektórzy są w szoku

Niektórzy są w szoku, że organizatorzy festiwalu Tertio Millennio Film Fest nagrodzili „Zieloną granicę” Agnieszki Holland za to, że wyraziła „temat poszukiwania najgłębszego sensu życia” oraz potrafiła „wstrząsnąć sumieniami”. Powinniśmy być raczej zadowoleni. Prawicowe media straszyły zwiastunem tego filmu, a tu okazało się, że robi on dla Polski dobrą robotę. Pokazując nasz kraj jako nietolerancyjny, film ten odstrasza potencjalnych imigrantów do przyjazdu do Polski. Niektórzy sarkastycznie dodawali, że ministerstwo kultury powinno dofinansować ten filmu i pokazywać go na całym świecie dla naszego dobra i bezpieczeństwa. Osiągnęliśmy to bez wydawania własnego grosza. Czy nie o to niektórym chodziło?

O filmie nie mogę nic powiedzieć. Widziałem tylko zwiastun. Na razie tylko o plakacie, na którym czytamy: „Pomaganie nie jest nielegalne”. To zdanie jest prawdziwe niezależnie od reżysera filmu. Pytany o stanowisko w sprawie płotu na granicy białoruskiej zawsze odpowiadałem, że Kościół nie ma innego wyjścia i musi pomagać tym, których życie jest zagrożone, ale nie powinien tego nagłaśniać. W migracji międzynarodowej mamy czynniki przyciągające i odpychające migrantów. Do tego wrócę na zakończenie.

Pomijam to, czy Agnieszka Holland oparła swój film na faktach, czy też dołożyła do tego własną fantazję inspirowaną swoim subiektywnym spojrzeniem na problem migracji. Z pewnością widzowie w Polsce nałądowani przedwyborczymi emocjami będą podzieleni w zależności od politycznych inklinacji. Widz na Zachodzie, nie znając naszych realiów, spojrzy na ten film chłodniejszym okiem.

Niektórzy są w szoku, że „Zielona granica” otrzymała nagrodę w Watykanie. Myślę, że ci sami byliby w szoku, gdyby przeczytali orędzia Jan Pawła II na Dzień Migranta i Uchodźcy. W orędziu o nielegalnych imigrantach bez dokumentów polski papież pisał: „W Kościele nikt nie jest obcy, a Kościół nie jest obcy nikomu i nigdzie. Jako sakrament jedności, a zatem znak i siła wiążąca dla całego rodzaju ludzkiego, Kościół jest miejscem, w którym również nielegalni imigranci są rozpoznawani i akceptowani jako bracia i siostry. Zadaniem różnych diecezji jest aktywne dbanie o to, aby osoby zmuszone do życia poza siecią bezpieczeństwa społeczeństwa obywatelskiego odnalazły poczucie braterstwa we wspólnocie chrześcijańskiej.”

Czy nauczanie Franciszka różni się od nauczania Jana Pawła II? Nie. Nie znamy Jana Pawła II od tej strony, ponieważ w 1996 r. żyliśmy innymi sprawami w naszym kraju i nie sięgaliśmy do jego nauczanie społecznego dotyczącego migrantów. Wielu narzeka na Franciszka, że ciągle mówi o migrantach, a nie zdajemy sobie sprawy z tego, że w ubiegłą niedzielę w Kościele obchodziliśmy już 109. Dzień migranta i uchodźcy.

Jan Paweł II mówił o wyzwaniach związanych z migracją: „Droga do rzeczywistej akceptacji imigrantów z całą ich odmiennością kulturową jest w praktyce trudna, a w niektórych przypadkach staje się prawdziwą drogą krzyżową. Nie może nas to jednak odwodzić od realizacji woli Boga, który w Chrystusie pragnie przyciągnąć do siebie wszystkich ludzi, posługując się jako narzędziem swoim Kościołem – sakramentem jedności całego rodzaju ludzkiego (por. „Lumen gentium”, 1). Słowa papieża odnoszą się do wszystkich migrantów, również tych nielegalnych, gdyż każdy ma swoją godność i jej nie utracił, ponieważ teraz jest bez dokumentów.

Franciszek też widzi trudności i mówi, że bez integracji lepiej nie przyjmować migrantów. „Trzeba przyjmować [imigrantów] w rozsądny sposób, a do tego potrzebne jest zaangażowanie całej Europy. Zrozumiałem to po zamachach w Belgii [w marcu 2016 roku]: zamachowcami byli obywatele Belgi, ale byli oni dziećmi migrantów, niezintegrowanymi, żyjącymi w gettach” – mówił papież Franciszek na konferencji  prasowej wracając z pielgrzymki do Irlandii.

Jesteśmy w szoku, kiedy słyszymy papieży mówiących w taki sposób o migrantach. Byli w szoku również ludzie w starożytności, kiedy obserwowali zachowanie pierwszych chrześcijan. W starożytnym świecie doceniano hojność, filantropia wywoływała u filozofów szlachetne uczucia, zamożni obywatele finansowali łaźnie i budynki publiczne, ale obce było im pojęcie miłosierdzia, które kieruje się zasadą bezinteresownej pomocy płynącej prosto z serca. Widząc pierwszych chrześcijan, których dobroczynność nie ograniczała się tylko do wspólnoty wiernych, ale była skierowana do wszystkich, nawet do wrogów, byli w szoku. Miłosierdzie i tak pojęta dobroczynność, była dla starożytnego świata zupełną nowością. Marcel Simon w „Cywilizacji wczesnego chrześcijaństwa I-IV w.” podkreśla, że instytucje dobroczynne Kościół „stworzył na własny koszt i na własną odpowiedzialność, co będzie rysem charakterystycznym społeczeństwa średniowiecznego” i było to w czasach, kiedy państwo jeszcze o tym nawet nie myślało.

Agnieszka Holland rzuca problem. Nie oglądałem filmu i odnoszę się tylko do samego wyzwania, jakie niesie ze sobą nielegalna imigracja. Wiem, że nikt z Bliskiego Wschodu czy Afryki na własną rękę nie wyląduje na Białorusi i potrzebuje pomocy przemytnika. Migracja może też być elementem wojny hybrydowej. Jak ten problem rozwiązać z chrześcijańskiego punktu widzenia?

Francuska filozof Chantal Delsol porównuje napływ imigrantów do Europy z „barbarzyńcami”, którzy przybywali do Cesarstwa Rzymskiego. Autorka „Końca chrześcijańskiego świata” (końca cywilizacji chrześcijańskiej, a nie wiary) nie zwróciła uwagi na jeden czynnik, który jest istotny, by ten proces dzisiaj zrozumieć. Brak zrozumienia istoty własności prywatnej sprowadził socjalistycznych planistów na manowce, ale okazuje się, że rola własność prywatnej nie ogranicza się tylko do sfery ekonomii. Prawdziwe problemy w naszych czasach zaczęły się w dniu, kiedy zaczęliśmy rozdawać cudzą własność i nazywać to dobroczynnością. Dzisiaj chcemy zaprosić obcego do nie swojego domu i odmowę przyjęcia nazywamy brakiem chrześcijańskiej gościnności.

Adam Gwiazda, dziennikarz mieszkający nad Sekwaną, napisał na X: „To dlatego wszyscy chcą do nas przyjechać” – wyjaśnia Bild. Wysoki socjal. Azylanci w Niemczech dostają 410 euro miesięcznie. Czynnikiem przyciągającym jest także łączenie rodzin i perspektywa pozostania w Niemczech nawet po odrzuceniu wniosku o azyl.” Ten błąd jest pochodną idei państwa opiekuńczego, które jest zbudowane na błędnej antropologii. W połączeniu otwartymi granicami prowadzi do katastrofy. Milton Friedman kiedyś trafnie powiedział: „Albo państwo opiekuńcze, albo otwarte granice, tych dwóch rzeczy nie można mieć na raz”.

Co może zrobić Franciszek? Jak patrzy na film A. Holland? W Marsylii powiedział – tak przynajmniej go zrozumiałem – że próba ochronny składu etnicznego Starej Europy nie pomoże, skoro wcześniej zdradziliśmy wartości, na których zbudowaliśmy naszą chrześcijańską cywilizację. Nie pomagając, pogorszymy tylko sytuację. Co pozostaje? Jedyna szansa, to budowa czegoś nowego.

Do kina pójdę po wyborach 😉

P.S.

Polecam książeczkę: Jan Paweł II, „Orędzia na Światowy Dzień Migranta i Uchodźcy 1985-2005”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to top