Kto się boi wolnego rynku?

Adam Witczak rozmawia z ks. Jakiem Gniadkiem SVD,

******
– – Szczęść Boże! Jest ksiądz jednym z bardziej aktywnych orędowników wolnego rynku w polskim Kościele. Mam tu na myśli książkę „Dwaj ludzie z Galicji” (o Karolu Wojtyle i Ludwiku von Misesie), liczne księdza artykuły, a także np. cykl „kazań wolnorynkowych”. Z jakimi reakcjami na tę działalność spotyka się ksiądz wśród świeckich i duchownych?

– Z bardzo różnymi. Spotykam wiele znaków życzliwości ze strony katolików o poglądach wolnorynkowych. Są oni jednak w mniejszości, zresztą nawet u nich jak mantra powraca pytanie: „Czy nauczanie społeczne kościoła katolickiego i wolny rynek są ze sobą zgodne?” Dzieje się tak, gdyż bardzo często przeskakujemy przez pierwszych dwieście stron traktatu Ludwiga von Misesa o „Ludzkim działaniu”, uważając to za nudny wstęp. A to tu austriacki filozof i ekonomista wykłada swoje antropologiczne założenia. Bez tego nie można zrozumieć wolnej ekonomii, a tym bardziej odkryć, że jej założenia odpowiadają podstawowym wymaganiom, jakie są stawiane chrześcijańskiemu pojęciu osoby jako bytowi rozumnemu, wolnemu i transcendentnemu.

Osoby duchowne do idei wolnorynkowych podchodzą najczęściej z wielką rezerwą. Większość opowiada się za daleko idącą interwencją państwa. Widać u nich wpływ idei dobra wspólnego rozumianego bardziej jako redystrybucja, niż jako przestrzeń, w której wszyscy obywatele mogliby rozwijać swoje zdolności, swoje życie materialne, intelektualne i religijne. Ta druga, personalistyczna perspektywa, nie jest niczym nowym i została zapoczątkowana w katolickiej nauce społecznej przez Piusa XII.

– – To, że wolny rynek jest krytykowany przez socjalistów (lewicę) jest oczywiste. Warto jednak pamiętać także o tym, że również część konserwatystów atakuje ustrój wolnorynkowy, zarzucając mu choćby atomizację społeczeństwa, pogłębianie erozji rodziny, rozbijanie lokalnych wspólnot, pogoń za zyskiem etc. Na pewno spotkał się ksiądz z takimi zarzutami. Jak można na nie odpowiedzieć?

– Kiedy słyszę taką krytykę, dostrzegam jak doniosłe jest znacznie wiedzy ekonomicznej dla właściwego osądu moralnego. W potocznym myśleniu przeciwieństwem komunizmu jest kapitalizm. Wynika to z tego, że kapitalizm kojarzymy niesłusznie z indywidualizmem, a wolny rynek jest de facto wspólnotą potrzebujących się nawzajem ludzi, bez których nie byłoby dobrowolnej wymiany dóbr. Co więcej, taka wymiana zawsze przynosi korzyść, gdyż w przeciwnym wypadku nigdy by do niej nie dochodziło.

O pozytywnej roli zysku mówi bł. Jan Paweł II w encyklice Centesimus annus (1991), który jest istotnym wskaźnikiem rozwoju przedsiębiorstwa. Człowiek myśli w kategoriach zysku i strat. Trudno wyobrazić sobie sytuację, w której ludzie mogliby funkcjonować inaczej. Nawet podobnego języka i logiki używa w odniesieniu do życia duchowego.

Własność prywatna, na której opiera się wola ekonomia, chroni rodzinę przed ingerencją państwa w życie rodzinnej wspólnoty. Odsyłam tu do nauczania Leona XIII i innych papieży, choć zdaję sobie sprawę, że czasami możemy trafić na fragmenty mówiące coś przeciwnego, np. że władza państwowa powinna zapewnić każdemu to, czego potrzebuje on do prowadzenia życia prawdziwie ludzkiego.

– – Czy nie jest tak, że w katolickiej nauce społecznej (vide encykliki Leona XIII i nie tylko) większą estymą od modelu liberalnego cieszył się zawsze „korporacjonizm”, a więc ustrój oparty w dużej mierze o coś w rodzaju systemu cechowego (na kształt średniowiecza)?

– Zdecydowanym zwolennikiem korporacjonizmu był dopiero Pius XI, który w encyklice „o chrześcijańskim ustroju” (Quadragesimo anno, 1931) wskazał go jako najwłaściwszy sposób odnowienia ustroju społecznego. Należy to już do przeszłości, ale jest coś innego, co mnie bardziej niepokoi, a mianowicie brak dzisiaj właściwej krytyki korporacjonizmu. Szkoda, że nie sięgamy do klasyków myśli ekonomicznej.

Mises napisał bardzo trafnie, że korporacjonizm to program, a nie rzeczywistość. Przyznanie każdej gałęzi produkcji zupełniej autonomii jest niewykonalne, gdyż zmiana zapotrzebowania na dane produkty na rynku wymaga przeniesienia kapitału i pracy z jednej gałęzi przemysłu do innej. Najlepiej może to zrobić tylko przedsiębiorca, który jest właścicielem środków produkcji w ramach gospodarki wolnorynkowej. Takiej analizy brakuje na wykładach z katolickiej nauki społecznej. Ale warto podkreślić, że ten sam papież w tym samy dokumencie sformułował zasadę pomocniczości, która stwierdza, że należy pozostawić autonomię i wolność działania jednostkom ludzkim w stosunku do społeczności (!).

– – Jako misjonarz pracuje ksiądz m.in. w Afryce. Często słyszy się, że fatalna sytuacja gospodarcza większości krajów afrykańskich (a więc: głód, korupcja, choroby, ruina infrastruktury, wojny itd.) to skutek „niepohamowanej ekspansji kapitalizmu”, chciwości zagranicznych przedsiębiorców, braku systemu opieki socjalnej itd. Czy rzeczywiście w tym tkwi problem?

– Problem polega na tym, że to nie kapitalizm, a jego brak jest przyczyną biedy i kryzysów gospodarczych. Kapitalizmu nigdzie nie ma. Nie ma go w Polsce, jak trafnie zauważył Michał Wojciechowski w ostatnim swoim artykule w „Rzeczpospolitej pt. Daleko od demokracji i kapitalizmu. Nie ma go również w Afryce. Nie było go nigdy, gdyż polityka kolonialna – jak trafnie zauważa Mises – była w jawnej sprzeczności z wszystkimi zasadami liberalizmu. Wykorzystując militarną przewagę mocarstwa europejskie obrabowały słabsze ludy afrykańskie z ich własności i wolności.

Po odzyskaniu niepodległości w latach 60-tych ubiegłego wieku nie było lepiej. W Zambii pierwszy prezydent, Kenneth Kaunda, eksperymentował z „filozofią humanizmu”, zambijską wersją socjalizmu, a w Tanzanii Juliusz Nyerere wprowadzał tanzańską formę socjalizmu – udżamaa (kilka lat temu Kościół katolicki w Tanzanii wszczął starania o jego beatyfikację!). Gospodarki tych krajów, podobnie jak innych afrykańskich krajów, zostały doprowadzone do stanu bankructwa. Jedynym krajem, który odniósł sukces, była Botswana. Khama Seretse, pierwszy prezydent tego kraju (dla mnie jedyny prawdziwym mąż stanu w Afryce), udowodnił, że liberalizm gospodarczy, nawet w ograniczonym wymiarze, pozwala odnieść sukces w każdych warunkach, nawet na pustyni Kalahari.

– – Jest ksiądz autorem m.in. kazania pod tytułem „Jezus płaci podatek pogłówny”, gdzie analizuje ksiądz słynny fragment mówiący o tym, by „oddać cesarzowi co cesarskie, Bogu co boskie”. Postawię zatem bardzo ogólne pytanie na temat podatków – kiedy państwo staje się złodziejem?

– Jest pewna granica, której nie można przekroczyć. Może nią być np. krzywa Laffera, ale nie chciałbym mówić o liczbach. Problem podatków sprowadza się do fundamentalnego pytania: „Ile państwa w państwie?”. Zadanie państwa powinno ograniczać się jedynie do ochrony własności prywatnej. Sobór Watykański II naucza, że własność prywatna jest niejako przedłużaniem ludzkiej wolności.

Niestety współczesne państwo rozporządza człowiekiem tak, jakby był on jego własnością. Tutaj nie chodzi więc tylko o pieniądze, których często jesteśmy pozbawiani dla realizacji tzw. dobra wspólnego wbrew naszej woli. Dochodzi tu do czegoś więcej – jak trafnie zauważa amerykański filozof, John Crosby – do pewnego rodzaju kradzieży samego bycia osobą. Nieprawne przywłaszczenie cudzej własności nie występuje tylko w systemach totalitarnych. Życie pokazuje, że wszyscy sprawujący politycy mają wrodzoną tendencję do kontrolowania życiem swoich obywateli. Gdzie jest więc granica, której nie można przekroczyć? Jest nią ludzka osoba, która nie powinna być nigdy traktowana jako środek do celu w polityce i ekonomii.

– – Przejdźmy do zagadnienia bardziej kontrowersyjnego i chyba bardziej złożonego. Jeśli polityka podatkowa rządu faktycznie przybiera znamiona rabunku, to jakie (według księdza) mamy godziwe środki obrony i od czego one zależą?

– Edmund Burke mówił, że dla triumfu zła potrzeba tylko, żeby dobrzy ludzie nic nie robili. Wszystkie więc próby uświadomienia ludzi o tym, jak działa polityka podatkowa rządu i dlaczego przybiera ona znamiona rabunku, są wskazane.

Dobrym przykładem jest akcja Kolibra „Polska bez długu”. Pod petycją w Internecie podpisało się ponad 10 tys. ludzi. Powstają fundacje, jak np. PAFERE, która przypomina nam, że najważniejszym nakazem życia gospodarczego jest siódme Boże przykazanie „Nie kradnij! Powstają wydawnictwa wydające wolnorynkowe książki, np. Fijor Publishing, radio internetowe Kontestacja (gdzie emitowane są kazania wolnorynkowe), alternatywna szkoła biznesu i rozwoju osobistego Kamila Cebulskiego, polska wersja instytutu Misesa i wiele innych inicjatyw. Myślę, że to jest ten właściwy kierunek obrony przed państwem jako agresorem.

Kładę nacisk na edukację, gdyż zdaję sobie sprawę, że bez świadomości tego, czym jest w rzeczywistości współczesny system podatkowy, żaden ruch polityczny, który będzie miał w swoim programie obniżenie podatków, w systemie demokratycznym nie odniesie sukcesu.

– – W dobie rozwoju internetu dużo mówi się o tzw. „własności intelektualnej”, „prawach autorskich” etc. Ksiądz – jako osoba zainteresowana austriacką szkołą ekonomii – z pewnością zna klasyczną i podzielaną przez wielu „austriaków” argumentację przeciwko pojęciu „własności intelektualnej”. A mianowicie: w jaki sposób można sobie uzurpować prawo do „posiadania” czegoś, co z natury nie jest rzadkie (tzn. może być kopiowane, może z tego korzystać wiele osób jednocześnie – a taka jest natura danych, informacji)? Jakie jest księdza stanowisko w tej kwestii?

– Zgadzam się zupełnie z austriakami, że prawo własności dotyczy majątku materialnego, a nie idei. Na majątek składają się tylko nieruchomości (np. dom) lub ruchomości (np. samochód). Ochroną prawną objęte są dotykalne, rzadkie zasoby i tylko takie mogą stanowić własność poszczególnych jednostek. Podzielam to stanowisko, gdyż tzw. własność intelektualna, gdybyśmy chcieli być konsekwentni w egzekwowaniu tego prawa, doprowadziłaby do katastrofy. Wystarczy sobie tylko wyobrazić sytuację, gdyby funkcjonowała w czasach utworzenia łacińskiego alfabetu :- )

Głównym argumentem austriaków przeciw własności intelektualnej jest fakt, że narusza ona wolność innych ludzi do użycia przez nich ich materialnej własności tak, jak oni uznają to za stosowne. Zgodnie z tym, co twierdzą obrońcy własności intelektualnej, ten, kto pierwszy wymyślił dom z butelek po Coca-Coli wypełnianymi piaskiem (czytałem, że tak budują np. w Nigerii), miałby prawo uniemożliwić innym stawiania podobnych domów na ich własnym terenie, z ich własnych butelek i miałby jeszcze prawo nałożyć opłatę za skorzystanie z jego idei. Szkoda, że własność intelektualną jako prawo bierzemy często za fakt i nie zastanawiamy się głębiej nad tym, czym jest wolność i prawda.

– – Na koniec chciałbym zapytać, w czym widzi ksiądz przyczyny obecnych problemów krajów europejskich (mam tu na myśli zwłaszcza kwestię długu publicznego i bezrobocia). Jak rządy powinny zareagować na zaistniałą sytuację?

– Rządy nie powinny po pierwsze pożyczać pieniędzy i żyć na koszt przyszłych pokoleń. W normalnych warunkach każda inwestycja musi pochodzić z pracy i z wcześniejszych oszczędności. Żyjemy jednak w świecie, który jest tego przeciwieństwem, a zawdzięczamy to Johnowi M. Keynesowi, twórcy współczesnej ekonomii, który odwrócił leżące u podstaw klasycznej ekonomii prawo rynków Saya.

Jeżeli chodzi o bezrobocie instytucjonalne, bo o takim tu mówimy, to jest ono prawdziwą klęską społeczną, ale należy sobie powiedzieć prawdę, że jest ono zawsze efektem ingerencji rządu w zjawiska rynkowe. Na nieskrępowanym rynku bezrobocie jest zawsze dobrowolne. Człowiek poszukujący pracy nie zawsze może znaleźć zajęcie, które odpowiada w pełni jego zainteresowaniom i spodziewanemu wynagrodzeniu. Z tych powodów nie podejmuje pracy z własnego wyboru, czeka i pozostaje bezrobotnym. Fakt, że ci, którzy poszukują pracy, mogą czekać, jest według Misesa jedyną przyczyną bezrobocia. Jednostka, która nie chce czekać, zawsze może dostać pracę. Z tego wynika, że pozostaje nam tylko jedno rozwiązanie na obecny kryzys: im mniej ingerencji rządu w gospodarkę, tym lepiej dla nas.

——————

Zdjęcie

Słowo Wrocławian, 1 /2012 (38), str. 24-25.

3 thoughts on “Kto się boi wolnego rynku?

  1. Odpowiedz
    Wojtek - 20 lutego, 2014

    Witam Księdza. Według mnie brak świadomości człowieka, brak praktycznej nauki i wiedzy ( której oczywiście nie można się nauczyć w szkole) jest również powodem tego, że człowiek nie rozwija się, lecz stoi w miejscu a potem się cofa. Ludzie stali się wygodni i leniwi, choć jest też bardzo wielu z nich poranionych, co spowodowało takie a nie inne życie. Nie ujmując żadnemu z nich uważam, że wiedza praktyczna + ustawiczny rozwój mogą człowieka wyciągnąć z niejednego kryzysu i załamania. Podstawą oczywiście do tego rozwoju jest wiara w Boga i Siebie samego, w talenty, które otrzymaliśmy od Boga już podczas Stworzenia Świata.
    Pozdrawiam i życzę dużo pomyślności i rozwoju. Z Bogiem 😉

  2. Odpowiedz
    Ariel - 11 marca, 2014

    Cieszę się, że jest taka strona dziękuję 🙂 i pozdrawiam 🙂

  3. Odpowiedz
    Teresa - 28 kwietnia, 2014

    Bardzo ciekawe spojrzenie na obecne problemy ekonomiczne. Poglądy takie jak księdza powinny być brane pod uwagę w tym samym stopniu co poglądy polityków różnych opcji. Widać, że nie jest problemem pogodzenie społecznej nauki kościoła i nauk ekonomicznych, tylko niewiele osób chyba miałoby chęć skorzystać z tego dorobku.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to top