Nie taki diabeł straszny jak go malują

Javier Milei jest „radykalnym libertynem” – czytam w artykule „Czy Franciszek powtórzy „piekielną kanonizację” sprzed ponad 500 lat wobec swego rodaka”? Tekst opublikowany przez Katolicką Agencję Informacyjną, ale widzę, że teraz wszystkich potrzeba sprawdzać. W przywołanym artykule, którego autorem jest John L. Allen Jr., autor napisał całkiem wyraźnie, że kandydat na prezydenta Argentyny, który w prawyborach uzyskał 30% głosów, jest libertarianinem. 

Znowu zamieszanie. Mylimy libertarianizm z libertynizmem. Nie po raz pierwszy. Jest prawdą, że niektórzy libertarianie są libertynami, podobnie jak libertynami mogą też być niektórzy ludzie uważających się za katolików nie będący libertarianami. Są to jednak dwa różne pojęcia, choć o bardzo podobnym brzmieniu. Libertynizm w dzisiejszym znaczeniu to postawa światopoglądowa o charakterze obyczajowym. Oznacza brak moralności i prowokacyjne zachowanie. Libertarianizm natomiast to ideologia, w imię której nie można grabić, gwałcić i zabijać.

Papież Franciszek powiedział ostatnio, że seminarzysta nie powinien popierać się w swojej formacji żądną ideologią, ani lewicową, ani centrową, ani prawicową. Skrytykowała też kiedyś ideologię libertariańską. Powiedział, że „radykalizacja indywidualizmu w libertariańskim, a zatem antyspołecznym ujęciu, prowadzi do konkluzji, że każdy ma prawo realizować siebie na tyle, na ile tylko pozwalają mu jego siły, nawet kosztem wykluczenia i marginalizacji słabszej większości społeczeństwa.”

Czy miał rację? Polemizując z papieżem, Sebastian Stodolak napisał, że „Libertarianizm nie oznacza doktryny globalizacji opartej na przyjętym w latach 80. konsensusie waszyngtońskim. Nie jest więc neoliberalizmem. Nie jest to także filozofia swobody seksualnej i negacji tradycyjnej obyczajowości. Nie jest więc libertynizmem.” tiny.pl/cc7hm

Czy więc jest libertarianizm? S. Stodolak pisze dalej: „rdzeniem libertarianizmu są przykazania „Nie kradnij” i „Nie zabijaj”. Za libertariański można uznać każdy pogląd na organizację życia społecznego, który tę zasadę respektuje.” Problem polega jedynie na tym, że nie odwołuje się do transcendencji, ale nie głosi rozdziału Kościoła od państwa i z nim nie walczy, co robią inne partie, ale J. Allen nie wysyła ich za to do piekła.

A co takiego głosi kandydat na prezydenta Argentyny, który wstrząsnął całym światem? W artykule w KAI czytamy, że opowiada się „za legalizacją narkotyków, handlem tkankami i narządami ludzkimi, szerokim dostępem do broni i za tzw. małżeństwami osób tej samej płci.” Są to poglądy czysto libertariańskie. Nie ma w tym nic złego. Dorosły człowiek jest wolny. O ile nie używa agresji wobec innych, może zrobić ze swoim życiem wszystko. Popatrzmy jednak na to, czemu się sprzeciwia: „aborcji, twierdząc, że każdy, kto ją popiera, ma „mózg wyprany przez zabójcą politykę. Krytykuje również teorię gender i program wychowania seksualnego w szkołach publicznych.” A więc wszystkiemu temu, gdzie używana jest przemoc wobec osób trzecich, a tu w szczególności bezbronnych dzieci, w tym dzieci nienarodzonych. 

J. Milei jest też sceptycznie nastawiony do szczepionek antycovidowych i do problemu zmian klimatycznych. A tak na marginesie, czy ktoś spotkał na łamach KAI krytyczny tekst na temat lockdownów? Dlaczego o tym pisać? Ponieważ pokazywanie innych punktów widzenia uczy krytycznego myślenia i rozwija. Kościół katolicki powinien być oazą wolności w poszukiwaniu prawdy. I może dlatego lepiej byłoby czytelnikom wyjaśnić, co to jest libertarianizm, a nie wrzucać stronniczego tekstu J. Allen’a i jeszcze do tego nazywać kandydata na prezydenta w polskim tłumaczeniu „radykalnym libertynem”.

Jeśli ktoś jest zainteresowany programem, to tu jest więcej. Może się przydać przed wyborami w Polsce: 1/ J. Milei postuluje reformę rządu, polegającą na zmniejszeniu liczby ministerstw z 18 do 8 2/ znaczne ograniczenie wydatków publicznych 3/ uelastycznienie przepisów pracy 4/ liberalizację handlu (…) 10/ Dziesiąty punkt to reforma opieki społecznej. Obecne świadczenia socjalne zostaną początkowo utrzymane. Ich celem jest przejście w dłuższej perspektywie w kierunku systemu prywatnego, w którym użytkownicy płacą za usługi zdrowotne i edukacyjne, z których korzystają.

Nie taki diabeł straszny jak go w KAI malują…

————

Zdjęcie: Daniel Alberto Rodríguez

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to top